Kwestia suplementów . Bardzo ważna.
Warto pamiętać, że podlegają takim przepisom jak kiełbasa. I tak samo, potrafią zawierać przeróżne „cuda”.
Powiem szczerze. Zadziwia mnie, kiedy ktoś kupuje jakieś „witaminki”, „ziółka”,
które sam zażywa lub (co gorsza) serwuje swoim dzieciom, żonie, mężowi (itd), kierując się opinią przeczytaną w internecie lub tym, co powiedziała „sąsiadka”. Uważam, że rozsądniej jest bardzo dokładnie sprawdzić kto to wyprodukował.
Suplementy są jak ruletka. Opinie w intrernecie…są jak ściana na jakimś budynku…każdy może napisać co chce … albo … za co mu zapłacili. Sąsiadkę znamy. Z autorami opinii ” w internecie” jest zupełnie inaczej …
.
Dzisiaj istnieje nawet taki zawód. Ktoś pisze pewne opinie na forach, bo tak zarabia na życie.
Zresztą, z suplementami jest jak z każdym innym produktem na rynku,jak na przykład z butami (uwielbiam ładne buty) .
1) Ich jakość zależy od tego, czy produkuje je ktoś DOŚWIADCZONY ( i wie jak wyprofilować buty na wysokich obcasach, żeby nie tylko fajnie wyglądały, ale też, żeby można w nich długo i wygodnie chodzić),..
2) I od MATERIAŁÓW używanych do ich produkcji.
Jeśli chodzi o suplementy…
O znaczeniu fitoskładników dla zdrowia napisano tomy. Kwestia niepodważalna. To naturalne otoczenie witamin, które pozwala na to, by one w odpowiedni sposób nam pomagały. Wiele z nich ma działanie chemoprewencyjne (czyli hamujące wzrost nowotworów na wczesnych etapach rozwoju- jak kwas elagowy, katechiny i inne) , przeciwalergiczne (kwercetyna, hesperydyna) i tak dalej i tak dalej. Świetnie opisuje to Richard Beliveau w książce „Dieta w walce z rakiem”. ……Problem jest taki, że wiele suplementów ( też z apteki), odżywek posiada dodatek niebezpiecznych leków. To wykazywały testy. Też w Polsce.
Bardzo często kupowane dziś suplementy zawierają leki, które producent dodaje , żeby zarobić. By poskutkowały, bo wtedy klient znowu je kupi. Ale oczywiście , nikt nie mówi o ewentualnych działaniach niepożądanych (zupełnie inaczej, jak w przypadku legalnie rozprowadzanych leków).
Czasami suplementy wcale nie mają tego, co deklarował producent.
Tego prawie nikt ( w Polsce) nie sprawdza.
Ostatnio zadałam to pytanie kilku osobom. A skąd wiesz, że to, co kupiłaś, co ma niby „odtruwać” ( ???), nie zawiera narkotyków?
Lepiej śpisz, albo przestała cię boleć głowa po „ziołowym” suplemencie ? A jaką masz pewność, że on nie zawiera leków… mających określone skutki uboczne?
Najczęściej- żadną.
W USA i na całym świecie słynne jest ConsumerLab.com, laboratorium, które bada jakość suplementów na rynku. Nie jest uzależnione od sponsorów- pieniądze na badania pochodzą z opłat, jakie uiszczają osoby zainteresowane wynikami. Kolejne testy, przeprowadzane przez tę instytucję, są szeroko komentowane w całych Stanach Zjednoczonych i poza granicami.
W 2011 CosumerLab przeprowadziło test 15 najlepiej sprzedających się w Nowym Jorku suplementów oleju rybnego. Cztery z nich zawierały rakotwórcze polichlorowane bifenyle (PCB) w ilościach, które wymagają etykiet ostrzegawczych.
Z kolei analiza 35 suplementów omegi-3 zakupionych przez ConsumerLab.com w 2012 wykazała , że dwa spośród 35 zawierały zbyt dużą ilość rakotwórczych polichlorowanych bifenyli, jeden produkt zawierał zepsuty olej rybny, cztery następne miały mniej omegi-3, zaś trzy zawierały 250% deklarowanej ilości omega-3 , jest to o tyle istotne, że za duża ich ilość może wpłynąć na krzepliwość krwi i nasilać działanie leków przeciwkrzepliwych.
Oto kilka doniesień tylko z ostatnich kilku tygodni dotyczących suplementów. Pochodzą z USA, nie z naszego kraju.. Czy to znaczy, że problem nas nie dotyczy?
Nie. W Polsce po prostu nikt tego nie bada…
5 czerwca 2015 roku- Amerykańska Agencja Żywności i Leków (Food and Drug Administration, FDA) ostrzegła konsumentów przed szeroko promowanym w USA suplementem „na stawy” (Pyrola Advanced Joint Formula) , który miał zawierać wyciąg z rośliny o nazwie gruszyczka, działający podobno przeciwzapalnie. Okazało się jednak, że miał dodane po cichu, gratis od producenta diklofenak i chlorfeniraminę.
Diklofenak jest niesteroidowym lekiem przeciwzapalnym- zwiększa ryzyko zawału serca, udaru mózgu, krwawień z przewodu pokarmowego, może wchodzić w interakcje z innymi lekami Chlorfeniramina to lek przeciwhistaminowy mogący powodować senność i wpływać na bezpieczeństwo prowadzenia pojazdów.
04.05.2015 FDA ogłosiła : analizy laboratoryjne potwierdziły iż „ziołowy” preparat Jianbu Huqian Wan promowany na bóle stawów , zawiera deksametazon- kortykosteroid, wspomnianą wyżej chlorfeniraminę , furosemid -silny lek moczopędny.
Swoją drogą, ten furosemid, to mnie zastanowił. Może chodziło o to, że jak ktoś często musi chodzić do toalety, to nie myśli tak bardzo o bólu. Ciekawe…
04.05.2015 FDA alarmuje: preparat , który miał być „z żeńszenia” (Ginseng She Lian Wan) reklamowany jako pomagający w bólach, zapaleniach stawów, zawiera deksametazon, i chlorfeniraminę.
04.05.2015 FDA ogłasza: „Saurean Fong Sep Lin”, produkt „ziołowy” promowany na bóle pleców, zawiera deksametazon i cyproheptadynę-lek przeciwalergiczny.
04.05.2015 FDA ogłasza: „Asihuri Plus Forte”, „ziołowy” produkt promowany na bóle stawów i nerwów zawiera deksametazon, i fenylobutazon
Luty 2014, -FDA ogłaszała w dziewięciu „naturalnych” suplementach mających wspomagać odchudzanie znaleziono albo sibutraminę, albo fenoloftaleinę, albo obydwie substancje razem.
Sibutramina początkowo była sprzedawana na receptę, lecz została wycofana w 2010 roku , po przypadkach zawałów, udarów i groźnych interakcjach z innymi lekami. I co z tego. Nadal jest obecna w wielu preparatach na rynku, nie można wykluczyć, że też tych sprzedawanych w aptece. Tylko nie trzeba mieć już na nią recepty , jak było wcześniej. Oczywiście, nie umieszcza się informacji o jej zawartości na etykiecie.
W ciągu kilku ostatnich lat FDA doprowadziła do wycofania z rynku w USA prawie 200 produktów. a przecież, nie przebadali wszystkich. 80 z nich reklamowano jako suplementy budujące masę mięśniową. Preparaty miały związek ze zwiększonym ryzykiem udaru, niewydolności nerek, uszkodzeń wątroby, a nawet zgonu.
To, że w naszym kraju nie słyszymy o takich “odkryciach” wcale nie znaczy, że na naszym rynku działają tylko i wyłącznie bardzo uczciwi i rzetelni producenci. Niestety, Prawda jest inna. Tego po prostu prawie nigdy nas się nie bada. A kiedy ktoś doznaje udaru, niewydolności nerek który jest efektem np. odchudzającego specyfiku, nie łączy się dwóch faktów ze sobą.
I na koniec.
Ostatni skandal w USA :”Ziołowe suplementy „przepadły’ a czasie testu DNA ”
Gdyby to nie było dość straszne, to … byłoby w sumie zabawne… Emotikon wink
Biuro Prokuratora Generalnego stanu Nowy Jork oskarżyło na początku lutego tego roku czterech największych detalistów w USA o sprzedaż fałszywych i potencjalnie niebezpiecznych suplementów ziołowych. Przeprowadzone testy DNA wykazały, że 80% produktów, NIE ZAWIERAŁO KTÓREGOKOLWIEK z ziół umieszczonych na etykietach. Często zawierały po prostu tylko tanie wypełniacze, takie jak sproszkowany ryż. Food and Drug Administration ogłosiło , że popularny preparat żeńszenia w Walgreens, promowany jako poprawiający „fizyczną wytrzymałość i witalność”, zawierał sproszkowany ryż i czosnek. Żeńszenia nie było ani śladu.
Suplement Ginkgo biloba, (miłorzębu japońskiego), promowany jako poprawiający pamięć, miał zamiast miłorzębu rzodkiewkę w proszku i pszenicę i to mimo zastrzeżeń na etykiecie, że produkt jest bezglutenowy.
Trzy z sześciu preparatów ziołowych w innej sieci (Target) – Ginkgo biloba, dziurawiec i korzeń kozłka, mające pomagać w zdrowym śnie, okazały się po testach DNA, nie zawierać w ogóle ziół wymienionych na etykiecie.
Ale za to miały w sobie ryż, fasolę, groch i marchew.
Najgorzej wypadł bardzo popularny w USA Walmart .
Tylko z 4% z badanych produktów wykazało DNA roślin wymienionych na etykiecie.
Dodaj komentarz