Techniki uzależniania fizycznego – Dźwięk, muzyka

Mantry, śpiewy lub glosolalia są ulubionym sposobem uzależniania, praktykowanym zwłaszcza przez grupy mistyczne lub religijne. Muzyka i dźwięk mają tę samą funkcję, o ile skomponowane będą w pewien określony sposób. Wszyscy, którzy brali udział w śpiewach liturgicznych, mogą stwierdzić, że zdarzyło im się doznać głębokich przeżyć emocjonalnych. Jednak odczucia podczas harmonijnego i podniosłego Te Deum, smutnej i wzniosłej modlitwy żałobnej czy Gloria śpiewanego przez cystersów i dającego wrażenie wznoszenia się aż do nieba nie mają nic wspólnego z tymi uzależniającymi technikami, stosującymi słowo i dźwięk w formie mantr.

Rytmiczna muzyka może wywołać trans. Etnolodzy badali to zjawisko w grupach praktykujących popadanie w trans, na przykład wudu lub szamańskich. Nowym polem badań naukowych stal się właśnie szamanizm, po upadku komunizmu przeżywający swój renesans na Syberii, w Jakucji i Mongolii.

Fiodor [szaman] odmawiał wszelkiego dialogu. Nawet żadnego spojrzenia. Wyjechał, żeby skupić się w tajdze. Po powrocie wyjął ze swojej torby bęben. -Doszedłem do granicy tego, czego mogę dokonać razem z duchami». Jego bęben miał dwie białe linie – znak szamana białej magii. Wszedł do swego szałasu, zapalił ogień, rozpoczął rytuał. Usiadł przed ogniskiem, zaczął śpiewać i grać na bębnie, wydobywając z niego regularne i głuche dźwięki. Przy trzasku ognia wydawał okrzyki podobne do odgłosów zwierząt i ptaków. Żadnej gestykulacji. Zaczął powoli tańczyć. Podczas pierwszych dziesięciu minut nic się nie działo. Potem cały szałas zaczął drgać. Mieliśmy wrażenie, że unosi się pod nami ławka jak podczas kołysania. To wrażenie pochodziło z rdzenia kręgowego. Z lewej strony na prawą. Coś w rodzaju wewnętrznej wibracji. Nie mogliśmy niczego zrobić, żeby powstrzymać kołysanie ławki.

Taki jest opis szamańskiego transu przytoczony przez dwóch dziennikarzy, którym towarzyszyła sinolog Olga Rodel, badaczka Syberii. Naukowiec z wydziału fizyki CNRS w Lyonie, doktor Jean-Franęois Jal, zapytany o to zjawisko wyjaśnia:

Zjawiska tego rodzaju można wyjaśnić po prostu rozchodzeniem się fal dźwiękowych. Pierwszym warunkiem jest wytworzenie dźwięków, których częstotliwość powinna być jak najbliższa podstawowym dźwiękom ludzkiego ciała. Są to niskie częstotliwości. Wykorzystuje się je na przykład w dyskotekach, w powtarzalnych rytmach nowoczesnej muzyki. Dla szamana szałas z drewna jest jak skrzynia rezonansowa. Nie ma transu bez muzyki.

Wibracje skóry bębna poprzez cząsteczki powietrza są przekazywane do ucha, gdzie receptorem dźwięków jest narząd Cortiego. Receptory zmysłu równowagi są zlokalizowane w błędniku ucha. W ten sposób odbierane dźwięki mogą dawać wrażenie, że podróżujemy w przestrzeni.

Kilka lat temu Andre Neher ustalił, że wszystkie melodie mogące wywoływać trans mają wspólne cechy. Najskuteczniejsze są niskie częstotliwości i rytmy od czterech do dwunastu uderzeń na sekundę. Taka rytmika jest w stanie wywołać w mózgu fale alfa – stan, w którym człowiek jest podatny na manipulacje. To fizyczne zjawisko, którym rządzą prawa transmisji fal dźwiękowych, opisane w różnych publikacjach, jest interpretowane przez słuchających jako nadprzyrodzona interwencja kosmiczna.

Bardziej karykaturalną metodą, ale prawdopodobnie bardziej niszczącą niż rytmiczna muzyka, jest przemoc dźwiękowa, którą stosowano w grupie Mandarom za życia Gilberta Bourdina. Grupy członków, zamknięte w świątyni i wyposażone w urządzenia ostrzegawcze w rodzaju syren alarmowych, toczyły wielkie bitwy przeciwko siłom zła przybyłym z kosmosu. Hałas trwający wiele minut, a nawet godzin powodował u adeptów wielogodzinny chroniczny ból głowy, a także stan otępienia umysłu podatnego na indoktrynację i poddanie się woli innych. Wydaje się, że ta praktyka została zarzucona wraz ze śmiercią guru, a jeśli przetrwała, to jest dzisiaj stosowana tylko przez garść jego zwolenników, który żyją jeszcze w asramie po zniszczeniu monumentalnego posągu guru we wrześniu 2001 roku.

Lying

Buddyzm, hinduizm oraz grupy wywodzące się z tych dwóch religijnych prądów ze szczególnym upodobaniem stosują swoistą technikę „koncentracji”, znaną też pod angielską nazwą lying. Polega ona na długim pozostawaniu w pozycji podobnej do cittha shuddhi w tradycji wedyjskiej w celu doświadczenia pustki identycznej z tą, do której doprowadza praktykowanie asan (pozycji w jodze) albo praktyki zen. Przedstawiany przez niektórych jako terapia(Massin, C. 1990. Doświadczenie hinduskiego wedanty w psychoterapii. Seminarium Girada, Eutherapie.) lying może doprowadzić do stanu całkowitego rozpadu osobowości.

Zachowując wygodną pozycję przez godzinę lub dłużej, osoba pozwala na swobodne wynurzanie się w obrębie świadomości wszystkich bodźców – umysłowych (myśli, przywidzenia, wspomnienia), cielesnych (odczucia, wrażenia) lub emocjonalnych (smutek, niepokój, radość). Nie trzeba tłumić żadnego z tych doznań, lecz należy biernie się im poddawać, zachowywać się jak pusta butelka – pozwalając wypełniać się komunikatom, które zwykle się tłumi. Lying przypomina trening autogenny, różni się jednak od niego postawą całkowitej bierności. Wszystkie te techniki sprzyjają infantylnej regresji i wrażeniom „niepokojącej niezwykłości”. Wywołują wspomnienia prawdziwych lub domniemanych przeżyć. Zjawiska te można właściwie dowolnie interpretować, ponieważ adept nie ma żadnej kontroli nad swymi przeżyciami.