Ile jest wart ekosystem?
W związku ze wzrostem populacji ludzkiej i politycznej siły ruchów ochrony środowiska to zagadnienie będzie podnoszone coraz częściej. Czy te podmokłe tereny powinny być zachowane, czy wybrukowane pod pasaż handlowy? Czy te drzewa powinny zostać wycięte, by zrobić miejsce dla domów? Tego rodzaju pytania są w gruncie rzeczy pytaniami o wartości. Czy ekosystem wart jest dla nas więcej w stanie nie naruszonym, czy po przekształceniu? Obecnie istnieją trzy różne podejścia do tego problemu.
Ile zapłacisz?
Socjologowie często prezentują rynkowe podejście do zagadnienia wartości ekosystemu. W zakres typowych badań z tej dziedziny mogą wchodzić pytania do wybranej grupy osób typu: „Ile zapłaciłbyś za zachowanie terenu A w nie zmienionym stanie?”. Odpowiedzi są zbierane od ludzi z reprezentatywnej grupy, a dane poprawiane ze względu na dochód, geografię i inne zmienne (zamożni ludzie chcą zwykle płacić więcej niż biedni, ludzie mieszkający w pobliżu zaplanowanego parku mogą mieć inne odczucia niż żyjący daleko, i tak dalej). Na koniec otrzymujemy liczbę, która w przekonaniu ludności odpowiada wartości pieniężnej tego ekosystemu. Na przykład: jeżeli statystyczny Amerykanin uważał najczęściej, że warto wydać 100 dolarów na utrzymanie Parku Yellowstone w pierwotnej postaci, to oznacza, że wartość parku powinna wynosić 28 miliardów dolarów (100 dolarów razy 280 milionów Amerykanów).
Ta metoda wartościowania działa dobrze dla systemów rekreacyjnych takich jak parki, lecz może nie będzie tak dobra, jeśli ekosystem spełnia jakieś funkcje poza wypoczynkiem. Jeżeli ludzie odpowiadający na to pytanie nie rozumieją tych funkcji, nie podadzą w odpowiedzi realnej wartości.
Ukryte skarby
Właściwie wszystkie współczesne lekarstwa pochodziły początkowo ze źródeł naturalnych. Aspiryna, naparstnica i kodeina (by wymienić tylko niektóre) są przykładami leków będących dzisiaj w powszechnym użytku, a wywodzących się z roślin. Argument taki wysuwają badacze, którzy twierdzą, że w nie zbadanej faunie i florze takich obszarów, jak tropikalne lasy deszczowe, znaleźć można leki dające nieograniczone korzyści ludzkości, a potencjalny pożytek, jaki można czerpać z tych leków, powinien być dodany do wartości, na jaką oceniamy ten ekosystem.
Z czysto biologicznego punktu widzenia argument ten ma sens. Przez setki milionów lat w przyrodzie zachodził proces doboru naturalnego, udoskonalając procesy chemiczne we wszystkich rodzajach organizmów. Na przykład pojedyncza roślina może wytwarzać dziesiątki, nawet setki różnych pestycydów dla zabezpieczenia się przed owadami – a owady te w ciągu tego czasu wytworzą odtrutki na te pestycydy. W porównaniu do doświadczenia chemicznego nagromadzonego przez lasy tropikalne, koncerny Du Pont i Dow są nowicjuszami. Tak więc na pierwszy rzut oka argumenty za zachowaniem ekosystemów (a przede wszystkim lasów tropikalnych) ze względu na ukryte w nich skarby mają sens.
Muszę jednak przyznać, że uważam ten argument za nieprzekonywający. Przede wszystkim nie wskazuje on wcale, że powinniśmy istotnie chronić każdy ekosystem. Moglibyśmy nadal mieć pożytek z ukrytych skarbów, jeśli weszlibyśmy do lasu deszczowego i zachowali po jednej kopii DNA wszystkich organizmów żyjących na obszarze jednego akra, a następnie wycięli drzewa i całość wybrukowali. Co ważniejsze, argument ten ignoruje fakt (dyskutowany w innych miejscach tej książki), że farmaceuci będą już wkrótce raczej projektować nasze leki, niż prowadzić poszukiwania w przyrodzie. I gdy proces ten nabierze tempa (a jest już zaawansowany), wartość ukrytego skarbu spadnie. Nie lubię argumentów na rzecz polityki społecznej, które są tak jaskrawymi zakładnikami postępu technicznego.
Nie rozpoznana użyteczność
Gdy wydychamy powietrze, dwutlenek węgla z naszych płuc przechodzi do powietrza i w końcu pochłaniany jest przez roślinę, która znów wzbogaci atmosferę w tlen, jaki zużyliśmy w czasie oddychania. Innymi słowy, globalny ekosystem oczyszcza powietrze, jakim oddychamy. Układy takie jak bagna Everglades na Florydzie dokonują tego samego z wodą, jaka przez nie przepływa. „Nie rozpoznana użyteczność” jako argument za ochroną ekosystemów opiera się na fakcie, że większość z tego, co przyjmujemy za rzecz oczywistą (jak powietrze i woda), jest wytworem działania globalnego ekosystemu. Argumentuje się, że ekonomiści nigdy w swoich kalkulacjach nie brali tych czynników pod uwagę; jeśliby to uczynili, ujrzeliby, że ochrona ekosystemów jest warta o wiele więcej, niż to wynika z ich badań. Jak można odpowiedzieć na pytanie: „Ile zapłaciłbyś za możliwość nabrania następnego haustu powietrza?”.
Powinienem jednak zwrócić uwagę, że przyjęcie argumentacji tego rodzaju wymagałoby fundamentalnej zmiany w sposobie podejścia do zagadnień ochrony środowiska. Zamiast rozprawiać o ekosystemach i różnorodności biologicznej, jakby były ważne same w sobie, powinniśmy się skupić na ich wartości dla jednego członka ekosystemu – Homo sapiens. Ostatecznie jednak myślę, że argument nie rozpoznanej użyteczności jest jedynym, jaki zbierze wystarczająco dużo poparcia publicznego dla ochrony środowiska podczas tych długich i trudnych działań.