Jaki jest związek między psychiką a mózgiem?
Nie jest to czysto naukowe zagadnienie, jest to również kwestia filozoficzna, a przy tym wywodząca się z czasów starożytnych. Lecz za kilkadziesiąt lat, gdy naukowcy rozwikłają sposób działania mózgu w najdrobniejszych szczegółach (niektóre z tych badań dyskutowane są w innych miejscach książki), kwestia związku między naszym mózgiem a psychiką będzie się stawać coraz pilniejsza.
Mózg jest układem fizycznym. Zawiera około 100 miliardów połączonych ze sobą neuronów – prawie tyle samo, ile jest gwiazd w naszej Galaktyce (Drodze Mlecznej). Nie jest tu jednak ważna liczba komórek, lecz powiązania między nimi. Każdy neuron może odbierać sygnały od tysięcy innych i wysyłać sygnały do następnych tysięcy. Neurony zapewne są ułożone hierarchicznie: te, które otrzymują sygnały od narządów zmysłów, przekształcają je i przekazują do wyższych układów neuronów. Wreszcie, dzięki mechanizmowi, którego nadal nie „rozpracowaliśmy” (lecz to zrobimy!), sygnały te są przetwarzane przez neurony w różnych częściach mózgu w sygnały końcowe, tworzące obrazy, zapachy czy dźwięki. Tak więc mózg działa, przekazując informację od neuronu do neuronu. Wszystko, co kiedykolwiek możemy mieć nadzieję osiągnąć w tej sytuacji, to prześledzenie dokładnego przebiegu tej informacji. „Sukces” w nauce o mózgu powinien zatem składać się ze szczegółowej wiedzy o tym, w których neuronach w jakich okolicznościach dochodzi do wyładowań.
Psychika jest… no właśnie, czym ona właściwie jest? Formalne definicje zazwyczaj wspominają o czymś takim jak „suma czynności umysłowych”, lecz niewiele nam to mówi. Z drugiej strony wszyscy doświadczyliśmy, czym są doznania psychiczne. Zamknijmy oczy i pomyślmy o jakimś epizodzie z dzieciństwa. Będziemy mogli prawdopodobnie przywołać całkiem szczegółowy obraz wzrokowy jakiejś sytuacji, może nawet jakieś dźwięki czy zapachy. Mamy te obrazy „w pamięci”, lecz gdzie dokładnie one są? Nie odpowiadają przecież żadnym doznaniom zmysłowym, docierającym właśnie teraz do mózgu, nawet jeśli pociągają za sobą pobudzenie jakichś neuronów. W połowie naszego wieku neurochirurdzy dokonujący operacji przytomnych pacjentów odkryli, że mogli wywołać obrazy tego rodzaju, drażniąc określone części mózgu prądem elektrycznym (mózg nie odczuwa bólu, tak więc jest to czynność zupełnie bezbolesna). Oczywiste jest, że istnieje jakiegoś rodzaju powiązanie między aktywnością neuronów a naszymi przeżyciami psychicznymi.
Jakie to jednak może być powiązanie? Kto jest tym „Ja”, które mówi „Ja pamiętam”, i gdzie jest on lub ona umieszczony? Jednym ze sposobów spojrzenia na to zagadnienie (który prawie na pewno jest nieprawidłowy) jest wyobrażenie sobie, że gdzieś w mózgu istnieje jakieś „Ja” obserwujące wyniki końcowe przetwarzania sygnałów przez neurony. Istotę tego poglądu stanowi przeświadczenie, że w „umyśle” istnieje coś, co jest ponad (a przynajmniej jest oddzielone) fizycznym funkcjonowaniem mózgu. Siedemnastowieczny filozof i matematyk francuski – Kartezjusz („Myślę, więc jestem”) był zwolennikiem takiego poglądu o dualizmie psychika/ciało, stąd hipotetyczne miejsce, z którego widziane są obrazy myślowe, nazywane jest często „teatrem kartezjańskim”. Wyobraźmy je sobie jako niewielką scenę, umieszczoną gdzieś w mózgu, na której rozgrywają się wszystkie doznania (sam Kartezjusz sądził, że znajduje się ono w szynszynce, gdyż gruczoł ten umieszczony jest w centrum mózgu).
Jeśli ten obraz psychiki jako czegoś, co istnieje ponad fizycznym mózgiem, nie jest prawidłowy, to wszystkim, co pozostaje, jest wyładowywanie się neuronów. Lecz to także nie rozwiązuje problemu i nie trzeba być neurochirurgiem, aby wiedzieć dlaczego. Załóżmy, że kiedyś w przyszłości jakiś neurolog powiedziałby: „Gdy widzisz kolor niebieski, ten określony zespół neuronów wyładowuje się w określonej kolejności”. Załóżmy, że za każdym razem, gdy widzieliśmy kolor niebieski, te szczególne neurony zostały pobudzone i że nigdy nie wyładowywały się dokładnie w ten sam sposób, gdy oglądaliśmy coś innego. Jasne więc, że można przyjąć istnienie współzależności między doznaniem widzenia koloru niebieskiego a określonym procesem w mózgu.
Nie wyjaśniliśmy jednak samego doznania! Przecież nie jesteśmy świadomi wyładowywania się neuronów – widzimy po prostu kolor niebieski i najbardziej błyskotliwe badania neurologiczne na świecie nie zlikwidują tej luki. Starożytni filozofowie, którzy nie mieli pojęcia, czym jest neuron, wiązali to z problemem qualia – właściwości takiej jak barwa niebieska, rozpatrywanej niezależnie.
Aby zrozumieć samo doznanie, należy zacząć od zupełnie innej gałęzi nauki – psychologii. Włożono wiele wysiłku w zrozumienie procesu postrzegania u ludzi, choćby dzięki takim zjawiskom jak złudzenia optyczne, co może rzucić światło na osobliwe zakątki umysłu, a także dzięki obserwacji procesu uczenia się. Mam wrażenie, że lukę pomiędzy psychiką a mózgiem próbują zapełnić dwie grupy ludzi. Z jednej strony są to neurolodzy, posuwający się od elementów najdrobniejszych w górę. Z drugiej zaś strony psycholodzy, schodzący w dół od zagadnień najogólniejszych. Czy te dwie grupy spotkają się kiedykolwiek, pozostaje w moim mniemaniu kwestią otwartą.