Karnawał to czas zabaw i wszelkich rozrywek. Któż z nas nie marzy wtedy o prawdziwym kuligu? Ale nie wszyscy mamy ku temu odpowiednie warunki, bo skąd, szczególnie w miastach, dostać konie, tyle sań, a i śnieg nie zawsze dopisze na wyznaczony dzień. Proponuję więc kulig nietypowy, w którym nie sanie zaprzężone będę, ale zaprzyjaźnione domy.
Umawiamy się zatem w kilka par (Kowalscy, Zielińscy, Iksińscy, Jankowscy), że spędzimy razem karnawałowy wieczór i noc. Zasadą jest, że w każdym domu, biorącym udział w zabawie, będzie przygotowane jakieś specjalne danie i podane w sposób niebanalny. Zaczynamy od państwa Kowalskich. Pierwszy przystanek powinien obfitować w dobre przekąski. Ma to swoje uzasadnienie nie tylko w tym, że zwyczaje nakazują zacząć kolacją od przystawek, ale też — że zakąskowy bufet wymaga dłuższego czasu na przygotowanie. Poza tym zakąski muszą być świeże, lśnić wilgocią dopiero co pokrajanych jarzyn, a pieczywo powinno być pulchne, nie obeschnięte.
Bufet zakąskowy może być zaaranżowany jak stragan. Podstawę straganu stanowić będzie rajzbret lub biurko, przykryte prostym obrusem w wiejską kratę lub jednokolorowym z juty, ale drewniany blat może też pozostać nieprzykryty. Stawiamy na nim malowniczo ułożone w koszykach pieczywo, jeże kanapkowe z kapusty, dyni lub bochenków chleba, słoje z grzybkami i piklami, kamienny garnuszek z kiszonymi ogórkami, w woreczku z juty — orzechy i gotowaną fasolę Jaś, musztardę — w słoiczkach, żółty ser w kawałku — na drewnianej deseczce. Wódka powinna być czysta lub czerwone wino w szklankach. Wydaje mi się, że każdy z przyjemnością spędzi godzinę lub dłużej przy tego typu poczęstunku.
Ale zabawa dobrze pojęta nie może się przewlekać i hasło „zmieniamy lokal” nie będzie w tym przypadku nietaktem, bo właśnie jest przewidziane w naszym planie. A więc, gnani ciekawością, co tam przygotowano w następnym domu, i uzasadnioną chęcią oddechu świeżym powietrzem, udajemy się do państwa Zielińskich. No tak, samochody w tej zabawie nie wchodzą w rachubę, ale spacer lub jazda szczęśliwie złapaną taksówką zrobi nam doskonale, a apetyty i nastroje wcale nie słabną.
Państwo Zielińscy przygotowali coś zupełnie innego. Dla lekko przemarzniętych gości pani domu zrobiła potrawę, którą można natychmiast jeść. A więc, jeśli jest specjalistką od flaków, poda je właśnie; jeśli od zupy cebulowej to — jeszcze lepiej, bo mniej u nas znana, a jeśli to dom wędkarski, może znajdzie się w kociołku zupa rybna i gospodarz naleje wina z butli, czekającego na specjalną okazję.
Myślę, że cały nasz kulig przyjemnie pokrzepi się gorącą zupą, pochwali ładnie pomyślaną dekorację, może i wypocznie chwilę, ale tylko chwilę, bo przecież już Iksińscy niecierpliwią się, by nas podjąć według swojego pomysłu. Kulig ma swoje prawa, więc jedziemy dalej. U Iksińskich znajdziemy potrawę także niebanalną. Może to będzie pasztet z zająca, jeśli gospodarz jest myśliwym. Może to będą „czarcie zrazy” lub wiejska kiełbasa, którą opieczemy w ogniu. Może inne atrakcyjne danie, wymagające krótkiego tylko podgrzania lub zapieczenia. Do tego — gdy gospodarze wyciągną domową nalewkę, miłą atmosferę mamy zapewnioną.
Następny gościnny dom może nam zaserwować fondue, dobry bigos lub tort z kawą. Może też być jakaś inna specjalność — niekoniecznie deserowa.
Przedstawiłam kilka propozycji kuligowych przystanków, ale może ich być znacznie więcej, tyle ile się znajdzie pomysłowych, lubiących dobrą zabawę par. Ten rodzaj spotkania towarzyskiego ma dużo zalet: przede wszystkim zrywa zwykłymi nasiadówkami za zastawionym stołem, nie obciąża jednej tylko gospodyni i co najważniejsze — zapewnia urozmaiconą rozrywkę, którą długo można wspominać.