„Mam dwunastoletniego synka Krzysia. Strasznie go kocham, tym bardziej że długo nie mogłam zajść w ciążę, a zawsze chciałam prowadzić dom i opiekować się dziećmi i nie planowałam kariery zawodowej. Niestety Krzyś jest głuchoniemy i czasem troszczenie się o niego jest ponad moje siły. Wiem, że kiedyś będzie mógł prowadzić normalne życie, ale teraz jest dużo mniej samodzielny niż jego rówieśnicy. Nie mogę go samego nigdzie wypuszczać, ani na plac zabaw, ani do szkoły. Jeżeli coś mu się stanie, np. pomyli drogę do domu, nie będzie potrafił poprosić o pomoc, bo nikt przecież nie zna języka migowego. Wiem, że wychowanie każdego dziecka jest trudne, ale przy głuchoniemym komplikują się nawet najprostsze sprawy. Chcę, żeby Krzysiowi niczego nie brakowało, żeby dorastał jak inne dzieci, więc próbowałam zapisać go na basen i plastykę. Ale znalezienie w moim mieście zajęć, których prowadzący zna język migowy, nie jest łatwe. Chwilami jestem strasznie zmęczona, nie mam z kim o tym porozmawiać. Zazdroszczę koleżankom, że mogą sobie udzielać rad, polecić lekarza, szkołę. Mąż dzielnie mnie wspiera, ale mimo to czuję się osamotniona ze swoimi problemami.”
Opieka nad głuchoniemym dzieckiem wymaga rzeczywiście ze strony rodziców wielu dodatkowych zabiegów. Napotyka Pani wiele problemów, które innym matkom są obce, więc uważa, że nie ma z kim porozmawiać 0 swoich kłopotach. Jednak założenie, że wychowanie Krzysia odbiega całkowicie od wychowania zdrowych dzieci, jest błędne.
Nic nie stoi na przeszkodzie, aby Pani korzystała z doświadczeń koleżanek. Jeśli uważa Pani, że przeciętni rodzice nie rozumieją specyficznych problemów wychowania niepełnosprawnego dziecka, warto skontaktować się z innymi rodzicami głuchoniemych dzieci. A jeśli taka grupa wsparcia w Pani mieście nie istnieje, zainicjować jej powstanie. Wystarczy dać ogłoszenie.
Doradzałabym jednak zmianę podejścia do syna. Odnoszę wrażenie, że jest Pani matką nadopiekuńczą. Komunikowanie się Krzysia z innymi jest utrudnione, ale nie powinno to być pretekstem do odwlekania jego samodzielności. Pani także będzie łatwiej, jeśli uwierzy, że syn jest w stanie poradzić sobie w codziennych sprawach nie gorzej niż jego rówieśnicy.
Adoptowane dziecko odrzuca naszą miłość
„Zdecydowaliśmy się z mężem na adopcję. Piotruś ma 9 lat, jest grzeczny, ale bardzo nieufny. Nie lubi przytulania, ani w ogóle okazywania czułości. Minęły już dwa miesiące, odkąd mieszkamy razem, a on ciągle pyta nas, czy na pewno zostanie z nami na stałe i czy nie oddamy go z powrotem do domu dziecka. Staramy się być jak najlepszymi rodzicami, ale ani ja, ani mąż nie potrafimy zbliżyć się do Piotrusia. W naszych kontaktach brakuje ciepła i serdeczności. Co robić, by Piotruś nie zamykał przed nami swego serca i uwierzył, że oboje z mężem kochamy go jak własne dziecko?”
Pozytywna więź między dzieckiem a rodzicami nie jest z góry zadana, lecz formuje się każdego dnia od momentu pojawienia się dziecka w rodzinie. Ten nigdy nie zakończony proces wymaga tak od rodziców, jak i od dziecka dużej wrażliwości, taktu i otwartości wobec siebie, umiejętności i chęci rozumienia swych wewnętrznych światów, zaufania sobie i poddania się wzajemnemu oddziaływaniu.
Miłość i akceptacja wyrażana w słowach, codziennych gestach i odnoszeniu się do siebie zrodzi tak pożądane przez Państwa ciepło i serdeczność w rodzinnych kontaktach. Okazywane Piotrusiowi zainteresowanie, pomoc, dowody uczuć, ale również, co nie mniej istotne, pozostawiana dziecku swoboda już wkrótce pozwolą mu zyskać pewność własnych uczuć i uczuć Państwa w stosunku do niego i uwierzyć w trwałość nowej życiowej sytuacji.